Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/097

Ta strona została uwierzytelniona.

— Zmiłuj się nie błaznuj! utrapiony człowiecze, krzyknął Redaktor.
Janek — dodał — zamknij drzwi i nie puszczaj nikogo. To nie żarty — dodał, Dziennik upadnie, jeśli go nie poratujecie.
— Słuchaj no, po czemu prenumerata, odezwał się dotąd milczący Stanisław.
— W królestwie, po dwadzieścia kilka złotych.
— Wezmę do rozdania pięćdziesiąt biletów i płacę z góry — rzekł Staś.
— Jeśli nie najlepsza rada, zaśmiał się Szatan, tom pies.
Tymek skoczył ściskać Stanisława, który się usuwał; wszyscy poglądali na niego z ukosa.
— Naturalnie, dołożył Szatan, że jeśli masz WPan Dobrodziéj, zły artykuł jaki do umieszczenia, Redakcja, z zawiązanémi oczyma go akceptuje — Wdzięczność jéj nieograniczona.
— Pięćdziesiąt prenumeratorów! No! to