chciał podróżować, nie miał nawet nadziei o czém — A potém, gdyby szedł o kiju, o chlebie i wodzie, cóżby tym czasem stało się z matką, z bratem, z siostrą?? Musiał się wyrzéc słodkiéj nadziei, widzenia włoskiego nieba i arcydzieł sztuki włoskiéj.
Któś mu poradził udać się do Warszawy; w większém mieście, z samych portretów, mógł przy oszczędności, zebrać trochę grosza, na tę podróż marzoną — umieścić brata, może wydać siostrę — móże zapewnić przy nich spokojną starość matce — na ówczas wolny puścił by się ptakiem, przez Niemcy, które są już jakby przedsieniem Włoch, do Rzymu, do Rzymu! Niestety! były to marzenia!
Przybywszy do Warszawy z trochą funduszu, a tylą potrzebami, Leonard zupełnie się zawiedzionym znalazł. Naprzód Warszawa miała dostatek i dobrych, a co więcéj znanych już, artystów; powtóre, nikt tu nie myślał serjo o sztuce, i ani nadziei z początku polepszenia losu, zapewnienia przyszłości.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/106
Ta strona została uwierzytelniona.