Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/107

Ta strona została uwierzytelniona.

Niezraził się tém Leonard, począł malować, utrzymywał się jak najoszczedniéj, i chociaż nie przybyło mu zamówień, wreście niémając już nadziei zebrać na podróż, miał z biédy choć na chléb powszedni.
To były fazy tego życia artysty główne, ale przez ten czas, ile wrażeń, ile myśli, ile uczuć, wstrzęsło umysłem i duszą! Leonard czuł potrzebę nauki a uczyć się się mógł, bo na życie pracować musiał; czując co piękne, co malarskie, tworzyć musiał często, posłuszny wymaganiom, czego sam nie cenił, czemu żadnéj nie przyznawał wartości.
Dodajmy w jakim świecie żył, z jakiémi ludźmi obcował! Wszystkiemu co go otaczało, brakło uczucia prawdziwéj piękności, aż do matki ukochanéj, aż do siostry, co uboléwały, nad mańją Leonarda, jak ją nazywały. Brat jeden go zrozumiał. Malował po wiekszéj części dla osób, co malarstwa wyobrażenia nie miały, co wymagały kolorytu odrażającéj surowości, macały palcami,