Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.

wcale, oni w nim — Leonard zbyt serjo pojmował sztukę, (a raczéj ją przeczuwał) oni zbyt mechanicznie, prawie rzemiosłem. Nie dziw więc, że się nie pojęli i nie polubili wzajemnie; a tam gdzie jak w Warszawie, sztuka żyje z łaski prawie, każdy współzawodnik zazdrość wzbudza i niechęć. I to się przyłożyło, do złego przyjęcia przybysza.
Jego to nie zraziło, pozostał sam jeden i jak był smutny, zrażony, ale wytrwały. Sztuka sama sobą mu nagradzała, a Leonard ze łzami w oczach mówił czasem, że wolał być ubogim malarzem, niż bogatym kupcem, jak ojciec.
Życie téj rodziny, było ustronném, spokojném, biédném, żywotem niedostatku i umartwień. Na drugiém piętrze domu najmowali trzy pokoje, z których dwa zajmowało gospodarstwo, matka i siostra — jedną Leonard z bratem. W téj jednéj mieściła się malarnia, sypiali w niéj i jedli. Na piérwszém piętrze zajmował tylko z łaski Grzesia, do