Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/112

Ta strona została uwierzytelniona.

czasu jeden pokój. Matka modliła się, pomagała córce w gospodarstwie, bo mieli tylko jedną służącę, a chłopaki Leonarda, co mu farby tarli, na noc wracali do rodziców i dawani tylko byli, dla obeznania z farbami, którémi późniéj mieli szeroko malować przepyszne żółte i czerwone ściany, kamienic Warszawy.
Dnie płynęły jednostajnie. — Z rana matka do kościoła, siostra szła na targ, do kuchni, brat młodszy do biura w którém się umieścił nadliczbowym tymczasem, a Leonard do trójnoga. Ponieważ potrzeba było z jasności dnia korzystać, Leonard do trzeciéj lub czwartéj, prawie bez przerwy pracował, potém jedli obiad i każdy szedł do pracy znowu — Leonard jeśli nie malował, to rysował, lepił makietki, robił studja, czytał nareście. Długie wieczory zimowe zchodziły im, przy jedynéj lampie, przy któréj Robert czytał głośno, matka ciągnęła pasians, siostra robiła robotę, Leonard rysował. Rzadko kto