Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/121

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie wiém, ani się domyślam, wiém że musi być bardzo szacowny.
— Anglicy na wagę złota by go kupili! Przywiózł mi go pleban z krakowskiego tu przybyły, abym mu w miejscu Świętéj Katarzyny, zaadoptował w nim Świętą Apollonją, któréj do ołtarza potrzebował. Co za szczęście, że mnie to zaproponował! Kto inny byłby tego barbarzyństwa dopełnił. Jam naprzód poznał na odwrocie pobożny dopisek Lexyckiego, i xiędzu ofiarującemu za robotę złotych sześćdziesiąt, odmalowałem ogromny obraz, za który mnie wyściskał i wycałował, aż mi wstyd było. Ileż to u nas tym sposobem zginie szacownych zabytków sztuki! Bo ileż miernych płócien starych, codzień się tak u mnie i towarzyszów moich przemalowuje.
— To okropnie pomyśléć — rzekł Staś.
Zapukano do drzwi — Leosia z drugiego pokoju wybiegła je odryglować — spójrzała,