Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/122

Ta strona została uwierzytelniona.

dała znak bratu i zafrasowana nie wiedziała co począć.
— Któż to taki.
— E! to pan Halicki! szepnęła z cicha nie ukontentowana.
— Może przeszkadzam —
— Bynajmniéj, ruszając ramionami rzekł Staś — to kollega — artysta — zobaczysz pan jacy bywają artyści na świecie — Adrian Brower, mniéj talentem —
W téj chwili wszedł pan Halicki całując w rękę dubeltowie, piękną Leosię, która mu się jak mogła wymykała. Miał ón lat ze cztérdzieści, wyborną łysinę, otoczoną odrobiną włosów blond, twarz zbytecznie rumianą, frak wytarty, a na nim surdut z kołnierzem bobrowym wyszarzanym. Na czerwonéj przestrzeni okrągłego oblicza, świéciło dwoje szarych, pomarszczoną skórą obwiedzionych oczów, usta sine, nos dobréj miary, ale fantastycznego kroju, granatowy. Na policzkach białe od ospy znaczki przemykały