Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/125

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czystéj wody.
— To dobre dla gęsi nie dla ludzi — rzekł Halicki — bądź zdrów.
Nałożył czapkę na uszy i wyszedł.
— To są nasi towarzysze broni, rzekł z bolesnym uśmiéchem Leonard do Stasia, gdy się drzwi za Halickim zamknęły. I musiemy, gdy tylko raczą się do nas przybliżyć, żyć z niémi, bo cóżby powiedzieli? Żeśmy dumni, że nie dla ich nicości, ale dla ich ubóstwa obcować z niémi nie chcemy. Tym czasem zimno się robi w sercu w takiém towarzystwie, człowiek przeczuwa lepsze, ale go dostąpić nie może, a w gorszém — czuje jak się poniża. O! gdybyś pan posłyszał jak pojmują sztukę, jak ją szanują! U nich sztuka, jest to kawał chleba łatwo nabyty, co w dodatku daje im swobodę walania się po szynkowniach, bo wiadomo, że artysta powinien być dowodząc w sobie niezmiernego jeniuszu, trochę łotrem i rozpustnikiem. U nich sztuka, to łatwość rysowania