postaci jakichś bez wyrazu, mechanicznie wyuczonych, postaci co w każdym utworze bratnią swą twarz pokazują. Wszyscy ich starce do siebie, wszystkie kobiéty do siebie podobne, mają gotową normę na wszystko, a gdy jéj zabraknie, tytułem studjów, kradną bez wstydu.
Na naszych biédnych wystawach, wszystko pożyczane, ze zdumieniem spotykasz postacie widocznie żywcem wzięte z kompozycij mniéj więcéj znanych artystów, effekta cudze, pomysły kradzione. Znam malarzy, co gdy im potrzeba komponować, szukają tylko w rycinach, gotowego obrazku i bez studjów z natury, nie troszcząc się o prawdę, o wdzięk, powlekają tylko w szaty i kolorują po swojemu, cudze. Na kratkach tak łatwo powiększyć! I to się nazywają malarze! A jednak noszą głowę wysoko i sami się chlubią swém artystowstwem. Obyczaje téj klassy, tém są prawie co usposobienia, smutnym dowodem, jakeśmy nizko jeszcze. Prócz
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/126
Ta strona została uwierzytelniona.