kilku ślachetnych wyjątków — reszta posępnéj barwy.
To mówiąc sparł się na ręku Leonard i zadumał.
— Musisz pan z téj strony widziéć wszystko, rzekł Staś, jest to konieczność stanowiska jego, jest odczarowanie naturalne w człowieku — co walczył długo i napróżno.
— Nie jest to tylko sposób widzenia, jest to szczéra prawda, co mówię — Halicki którego pan widziałeś u mnie, jest ostatnim terminem szeregu, w którego środku znajdziesz mnóstwo postaci, mniéj więcéj do niego się zbliżających. Chceszli się o tém przekonać? Ja pana zaprowadzę do jednego z znajomych moich, do Strachoty — mieszka tu niedaleko.
— Najchętniéj — chodźmy.
Stasiowi żal było opuszczać malarnię, w któréj chwilami błyskała świéża i wesoła twarzyczka Leosi — ale widząc że Leonard
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/127
Ta strona została uwierzytelniona.