nogi i jedna tablica, w kącie połamane gipsy — na ścianach obrazy i szkice dziwacznie poprzybijane, pstrzyły ją niepojęcie. Tam wyglądała głowa bez włosów, bez sukni, w pół odmalowana, w pół zarzucona tylko, jakby skaleczona; daléj na ogromnéj przestrzeni błyszczał róg farbami powleczony, a reszty nie znać zupełnie. Indziéj wypełzła podmalówka, stała jak cień czegóś, co albo nie żyło jeszcze, albo już żyć przestało. Nieład, nieporządek największy wszędzie.
Rodzaj mizernego mannekina, ubrany w stary szlafrok, rozpiérał się niekształtnie w pośrodku zagraconego saloniku, przez któren trudno się było przecisnąć. Drzwi na prawo wiodły do pokoju, gdzie słychać było, szumne krzyki, śmiéchy, wrzawę i tupanie. Podstąpili.
W ciasnéj, wązkiéj izdebce, a bogato uwieszonych ścianach, w równie rozmaite przedmioty, jak piérwsza — stał pośrodkiem stolik na cztéry osoby nakryty. Na nim pół
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/129
Ta strona została uwierzytelniona.