Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/132

Ta strona została uwierzytelniona.

Splunął, widocznie porter nie dodał mu elokwencij, a retoryka tępo szła.
— To jest historja taka: Człowiek jeden ubogi, zubożały, miał syna, któren syn, przez miłość (ale ku ojcu), dał sobie krew puścić. Otóż cała rodzina, krwi puszczenie, rozczulenie — już to pan Dobr. — zrozumiész. Proszę ztąd patrzéć, ztąd — O tu — A co?
Staś cóś pomruknął.
— Ale zdaje mi się żem gdzieś widział podobny obraz.
— Może być, wielu autorów go traktowało, odrzekł pan Strachota.
W istocie była to licha kopja, któréj się artysta pozbyć nie mógł.
— To jest panie — zaparcie się Piotra — źle mówię, Ś. Piotr zapiérający się Chrystusa, zamówiony do kościoła. Słyszałem panie o podobnym obrazie w Rzymie, ale robiłem go własną inwencją.
Był to kolorowany rysunek, wzięty ze sztychu Loż Rafaela.