Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/135

Ta strona została uwierzytelniona.

Chcesz pan, wejdźmy!
— Najchętniéj.
Weszli do wielkiéj sali, pałacu...... któréj cała ściana zawieszona była obrazami na drzewie, na płótnie, na blasze, różnych kształtów i rozmiarów. Wszystkie otoczone były jak liberją, żółtą papiérową wypustką niedbale nakléjoną. Od piérwszego wéjrzenia, z pod grubéj warstwy nielitościwego wernixu, przeglądały mazaniny, łatane gdzie były podarte, obcinane widocznie z brzegów tak że często pod sam nos portretom się dostało, czasem płatane na dwoje, troje i dziesięcioro, gdy ich już naprawić nie było można. Niektóre zokrąglono, innym poobcinano rogi, innym od góry lub dołu część obszarpaną odjęto. Zasmolone bardzo odżywiono jaskrawym kolorytem na głównych światłach. Były tam i takie, które świéżo na sztychu położoną farbą oléjną, udawały obrazy.
Żyd, w mocno wernixowanym żupanie, z nosem czerwonym, uwijał się, wskazując: