Naprzód szedł tłusty, rumiany, o błyszczących oczach i policzkach, główny gastronom Hrabia Zasniednicki, prawdziwy gallicyjski Hrabia, w całym znaczeniu wyrazu, pełen swego dostojeństwa szlacheckiego i grafowskiego, otoczony herbownémi znaki, które na słupach dróżnych w majątku i na maselniczce z masłem wyciskał; szył na szorach koni i na poduszkach kanapy w salonie. Za Hrabią szedł znany nam tylko co po nie wyszumianym porterze zbudzony, pan Strachota.
— Ty Strachosiu — mówił Hrabia wchodząc, wybierz mi tam jakich nie bardzo złych kilka, kilkanaście obrazów, powiększyłem mój pałac, potrzebuję na ściany.
— Ale to mizerja! panie Hrabio!
— Ja wiem Strachosiu! ja wiem! Ale za temi Anglikami arcydzieł się nie dokupié. Co chcesz, w ramach złotych, to jako tako wydawać się będzie i pochrzciemy wielkiemi imionami. Każdy będzie myślał że u mnie, to cóś niepospolitego.
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/142
Ta strona została uwierzytelniona.