Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/163

Ta strona została uwierzytelniona.

pisał ogonem umaczanym w smole jadowite recenzje swistał i tupał i śmiał się na całe gardło — a na ten widok tuliła się w siebie i pocieszała — śpiewając ze łzami — Świat mnie nie poznał, odepchnął, dla nich dziś, dla mnie przyszłość cała — cała nieśmiertelność — I śpiewała sobie pieśń grobową, pieśń smętną, rospaczliwą, co ją pocieszała, a szatan — znikał.
— Po cóż jednak pisać, spytała nareście, gdy nikt nie dzieli się ze mną, tém co tworzę? Matka dziećmi, pisarz dziełem, muszą się przed światem pochlubić, a duma ich, święta; piękna i niewinna.
Myliła się biédna! Komu nie wystarcza roskoszy tworzenia, niebiańskiego zachwytu ożywiania istot z łona własnego wydobytych, ten nie jest natchnionym pisarzem, ten nigdy nie był poetą. Kto poetę zrozumié jak ón, kto go poczuje tak głąboko? Na co świat naszym ideałom? Od chwili jak rzucisz w paszczę Cerbera, ten placek miodowy, tyś