Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/178

Ta strona została uwierzytelniona.

Tymek kończył partją tém czasem i rzucając kij, zbliżył się do Stasia.
— Całym na twoje usługi — słucham co mi masz powiedziéć.
— Wiédz że naprzód —
— A prawda że Karusia ładna?
— Dziwnie ładna.
— Prawdać śliczna — No mów, co tam masz mówić — słucham.
— Rzecz jest taka, pierwszego dnia przybycia mojego do Warszawy, do tego samego hotelu, dziwnym trafem, zajechali —
— E! to cóś długa historja — pozwól mi nałożyć sobie fajkę, nie cierpię cudzego nakładania, potém już służyć ci będę cierpliwie.
— Oto jestem — Zajechali tedy —
— Nasi znajomi, a raczéj nasze znajome z Wołynia.
— Więc tedy panie?
— Dwie panie.
— Młode? ładne?