Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/184

Ta strona została uwierzytelniona.

Karusia wybiegła z uśmiechem zalotnym i wabiącym.
— Co się należy? spytał Tymek.
— Ja zapłacę, rzekł Staś, który napatrzyć się dziewczyny nie mógł.
— Ale proszę cię.
— Pozwól.
— Ale do czego to!
— Ten raz.
— Jak chcesz — Cóż się należy.
— Trzy złote. Staś wyjął piéniądze i oddał je w rękę, w śliczną pulchną, różową rączkę Karusi, która dla nieznajomego przybiérała jeszcze zalotniejsze minki i postawy.
— Prawda że ładna?
— Dziwnie ładna.
— Tylko mi jéj nie bałamuć proszę?
— Tobie!
— Mnie, mnie — szeptał Tymek — niewierzysz? Słowo honoru.
Stasiowi czegóś przykro, nudno i ckliwo się zrobiło, zapłacił i żegnając Tymka nie