Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/188

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ach! zawołała Prezesowa — gdybyśmy tak śmiały, przy piérwszéj znajomości.
— Co tylko panie rozkażą.
— Pan tak łaskaw — mieszasz nas swoją grzecznością. My byśmy wielce życzyły, poczynając od Pana Dobrodzieja, porobić znajomości z literatami i literatkami tutejszémi, o których tyle słyszeliśmy, tyle czytali.
— Najłatwiéj, my z panem Stanisławem naprzód, rzekł Tymek, odwiedzim tych panów i panie, a potém utorowawszy drogi, sprowadzim tu ich wszystkich. Co to za szczęście dla naszego miasta, co za miły przybytek! Ileśmy winni wdzięczności, za to, że paniom przyszło na myśl przybyć do nas.
Dziwne te wyrażenia Natalja przyjmowała, ciągle się wprawdzie rumieniąc, ale nie czując ich śmiészności, biédną obłąkiwało pragnienie sławy, żądza oklasków, co się urodziły z piérwszym napisanym wierszem, z piérwszą wynuconą piosenką.