wieka, a z łatwością osób co żyją w swiecie ciągle, poczęła rozmowę, którą wybornie umiała utrzymywać, nie okazując ani znużenia, ani wysilenia. Hrabina była dowcipna istotnie, ale jéj dowcip spokojny, wesoły bez złości, nie jątrzył, nie obrażał, nie rozdrażniał, uśmiéchał się tylko. Z niezwykłą pamięcią, nauką i przytomnością, nie popisując się z niczém, umiała wybornie mówić o czém się podobało, dla każdego rozmowę dobiérając stosownie. Staś z kolei był zachwycony Hrabiną, jak Tymek Natalją.
Po krótkiéj wizycie, po oznajmieniu, że we Czwartek jest zawsze w domu, Hrabina pożegnała ich skinieniem głowy, a Tymka uśmiéchem trochę z góry, protekcjonalnym.
Wyjechali; Tymek co milczał przez czas odwiedzin, niewiedząc o czém mówić i jak — odzyskał za drzwiami przytomność i śmiałość.
— Jedziemy do Zenejdy.
— Cóż jest ta twoja Zenejda?
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/195
Ta strona została uwierzytelniona.