rych brak dowcipnie jest ukryty — ot i salonik i wszędzie jednakowy, wyjąwszy rozmiary.
Na spotkanie przybywających w szeleszczącéj sukni, we włosach tylko, bez chustki, sucha, wdzięcznéj dość postawy, blond włosów, szarych oczów, wybiegła żywo kobiéta mogąca miéć lat cztérdzieści górą, ale wyglądająca młodo, bo żywa, bo niezestarzała na umyśle; tak to niechybna, że ciało tylko wtedy starzeje, gdy mu dusza dozwoli się zestarzéć.
— Charmée de faire votre connaissance — odezwała się rezolutnie gospodynia siadając na kanapie i wskazując obok krzesło Stanisławowi. Wyobraziła sobie widać, że parafianin jakiś przybył ją widziéć, aby mógł powiedziéć wróciwszy na wieś, że poznał sławną Zenejdę; zabrała się więc nielitościwie dowcipować i odegrywać rolę sławnéj kobiéty.
— Pan z Wołynia — śliczny kraj. Ja sama
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/198
Ta strona została uwierzytelniona.