Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/200

Ta strona została uwierzytelniona.

— I mówił jak o cudzie — jak o jenjuszu! Ale zmiłujcież się, kto to? co? z kąd? Co pisze? jak? Panowie wiécie, postrzegam to z ich uśmiéchów.
— Jest to nawet krewna podobno, pana Stanisława.
— A! bardzom szczęśliwa! zawołała zacinając usta literatka — Więc to jest młoda osoba —
— Bardzo młoda, kobiéta która nigdy nie występowała, nie poczęła jeszcze — ale dająca najpiękniéjsze nadzieje — rzekł Tymek.
— Pan już co czytałeś?
— Trochę, z najzimniejszą krwią odpowiedział Redaktor. Właśnie myślę, że zechce dać się nam tu bliżéj poznać, wejść w nasze towarzystwa. Podobno nawet chce tu cóś drukować.
Pani Zenejda widocznie była niespokojna, kręciła się po kanapie, mięła koniec batystowéj chusteczki.