Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/202

Ta strona została uwierzytelniona.

opiekę, zechcesz pani urządzić jak się podobać jéj będzie, jéj literacki występ.
— Więc jeśli można, jutro o południu czekać będę, rzekła znowu z uśmiéchem — Dobrze.
— Skoro pani rozkaże — przyjmujemy jutro.
— Więc czekam jutro.
I wstała z kanapy po kapelusz leżący na fortepianie.
— Przepraszam panów najmocniéj, ale mam godzinę naznaczoną, a już tak późno.
Goście pożegnali panią Zenejdę, a Tymek na wschodach, śmiejąc się z radości wołał:
— Teraz już wszystko skończone, gdy ją raz weźmie pod swoją opiekę Zenejda, obejdzie się bez wszelkiéj innéj, a mianowicie bez naszéj. Przysięgnę, że to pilne wyjście, nie jest czém inném, tylko przygotowaniem do jutra i rozniesieniem wieści, którą przez pół kapitan, przez pół ona po