Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/223

Ta strona została uwierzytelniona.

tował, ale pięknością męzką, duchowną — oziębłszy — stawał się zupełnie pospolitym człowiekiem, bo w wyrazie fizionomij jego, cały był wdzięk téj twarzy, o rysach regularnych, ale na pozór zimnych. Stasia poczynało filozofowanie nudzić powoli, i choć się pocieszał spogłądając na Leosię, która wielkie swe ogniste oczy wlepiała to w braci, to w niego, zachciało mu się jednak ziéwać, nad nieszczęściem i pracą PP. Leonarda i Roberta. Niespokojny oglądał się, żeby jak uciéc od nich. Byli właśnie niedaleko kawiarni, do któréj rzęsiste światło wabiło — i Stanisław w milczeniu się skłoniwszy, uskoczył w bok, obéjrzał się — wszedł do niéj.
Była to chwila, kiedy kawiarnie pustują, jedni idą na teatr, drudzy do znajomych, a markiery i dziewczęta słodkiego używają wczasu. Rzadki gość zadzwoni drzwiami i przyjdzie na szklankę herbaty. U Karusi nie było nikogo, nawet markier poszedł do blizkiego szyneczku, gdzie jego Agatka zajść