Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/227

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja — ja — ja bąknął Staś pomięszany — ja, ale cóż to ma do tego —
— Ja tylko przypominam, że pan mnie przysięgasz, a łamiesz dawniéjszą i większą przysięgę. Jakże ja mojéj mam wierzyć.
— Szatan z ciebie Karolino, szatan w ludzkiém ciele.
Dziewczyna się śmiała jak szalona.
— I ty taki mi wierzyć nie chcesz?
— Nie — nie chcę.
— Proszęż cię, a wierzysz przecie —
— Komu?
— Tymkowi.
Dziewczyna potrząsnęła głową pomięszana cała.
— Tak tak, sam mi się z tém chwalił — wiém pewnie.
— A gdyby tak było? spytała nagle podnosząc głowę.
— Ón więcéj nie wart wiary, dla czegóż mu wierzysz?
— Bo go kocham — cicho, bardzo cicho