Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/228

Ta strona została uwierzytelniona.

szepnęła Karolina i podała Stasiowi brzydką bardzo brzydką herbatę, któréj on nie tknął.
— Ty! jego!
— A cóż ón tak bardzo złego? Doprawdy zawołała, wszak że to przyjaciel pański, ślicznie mu pan dowodzisz przyjaźni!
— Ale bo jego mniéj kocham od ciebie Karusiu.
— Podobno, równo oboje.
— Niewierna, uparta, nie wiém już jak mówić do ciebie.
— Tak, jak nikt nigdy nie mówił do mnie, bo to co mówisz pan, ja już tyle razy słyszałam, i tak przywykłam nie wierzyć!
— Jakiemiż słowy mówi do ciebie twój Tymek?
— O! to zupełnie co innego!
— Taki ón sam wierz mi jak wszyscy, alboż myślisz, że cię kocha szczérze? Widziałem, widziałem, jak oczy słodko zawracał do jednéj z moich znajomych, co mu się tylko uśmiéchnęła.