Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/230

Ta strona została uwierzytelniona.

— Kiedy ja pana proszę.
— Nie mogę — A pocałujesz mnie za to —
— O! o! drożąc się zamruczała Karusia.
— Tylko raz. I Staś przystąpił ku niéj, nachylił się, pod rumianą jéj twarzyczkę.
— Pewnie powiész? szepnęła.
— Jak cię kocham.
— Zła przysięga!
— Zobaczysz że dobra.
Gdy to mówił, nachyliła się niby przypadkiem, i rumianémi usty dotknęła jego twarzy, ale nim miała czas odjąć je, drzwi się otwarły i wszedł Tymek, śpiéwając na głos, swoją własnę piosenkę.

Choćby nie chciał człek, to musi
Do kochanéj zajść Karusi.

— A! zawołał, a! to ślicznie. A kochana Karusia całuje się w najlepsze z panem Stanisławem. I stanął w tragiczno-komicznéj postawie aktora, który kochanki zdradę odkrywa.