Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/232

Ta strona została uwierzytelniona.

imie téj kobiéty, żeby otrzymać — jeden pocałunek.
— Pocałunek jéj — ach! nektar boski! deklamował Tymek. Znam go i wolę dobry poncz.
Jak dwóch lutni zléwają się głoski.
Gdzie ty widziałeś głoski na lutni? powiédz mi proszę?
Ale to między nawiasami — Jesteś powtarzam na fałszywéj drodze — Napiérasz się Karusi jak widzę —
— A gdyby i tak było?
— Gdyby tak było, to by było głupstwo. Ty nie wiész chyba co to Karusia.
I wskazał na nią palcem — A to jest, dodał, szatan w ludzkiém ciele.
Ona się skryła milcząc do kominka.
Jak cię się raz uczépi, to cię więcéj nie puści!
— Tém lepiéj!
— Dziś, rzekł ciągnąc dym ogromny Tymek, ale jutro?