Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom II.djvu/236

Ta strona została uwierzytelniona.

To mówiąc wstał Tymek, postawił fajkę, którą kazał Karusi schować i stanął naprzeciw Stasia.
— A zatém — idziemy?
— I ja —
— Jakto — nie byłeś proszony, nie oznajmiono ci?
— Tego nie potrzebuję — ale nie wybrałem się.
— Ale zmiłuj się, przez samą ciekawość. Wszyscy literaci będą — Wolałżebyś zostać z Karusią?
— Kto wié!
— Może — i jabym się nie dziwił, ale zaraz tutaj nadejdzie cała wieczorna pula bilardowa, więc Karusi ani zobaczysz, ani się do niéj dociśniesz — Możemy iść śmiało — Idziemy?
— Chodźmy.
I wyszli oba żegnając wzrokiem Karusię, która w milczeniu ciągle siedząc, poprawiała głównie kominka, niekiedy tylko z pod oka,