Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/018

Ta strona została uwierzytelniona.

grosza, ale to literalnie bez grosza, bo się rujnuję na stare xiążki, na rękopisma, na pomoce ludziom.
— Właśnie dla tego, panie Hrabio, przybiegłem wprost do niego, ufny że co czynisz dla drugich, uczynisz może i dla mnie.
— Z całego serca, ale na honor przysięgam ci, że w téj chwili — prawdziwie, prawdziwie, zupełnie — nie jestem w stanie, najmniéj ci nawet usłużyć. Chcesz, pokażę ci, kochany Redaktorze, właśnie wczoraj nabyte skarby, na które się zrujnowałem zupełnie. — Oto, rzekł, zagadując i powstając z kanapy Hrabia.
— Przepraszam, przerwał Tymek, ale w téj chwili czas mój tak drogi, że go nawet na oglądanie skarbów poświecić nie mogę, idę szukać ratunku.
— Wiec nieśmiem zatrzymywać.
— Upadam do nóg Hrabiego.
— Szczérze mi żal, żal prawdziwie.
— Cóż robić.