Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/025

Ta strona została uwierzytelniona.

Żyd wstał z za stołu i poszedł po xiążkę, szukał, pisał, mazał, poglądając z podełba na Tymka.
— Pan doprawdy płaci? spytał.
— Wiész, że ja nigdy nie żartuję — odpowiedział surowo Redaktor.
— Nu, ot szczęście wasze, tylko tysiąc złotych — a procent?
— Rachujesz więc i procent?
— A jakże? a jakże?
— Procentu nie dam, bo ci się nie należy, dług płacę cały, pisz mi kwit.
— Co pan się tak śpieszy, rzekł Żyd niespodzianie udobruchany — Ja wszystkich piéniędzy nawet nie chcę, ja jak kredytowałem tak i daléj będę —
— Dziękuję za kredyt, nie potrzebuję go.
— A waj! Z kąd pan tak pobogaciał?
— Nic ci do tego — pisz mi kwit.
Ociągając się, zwlekając, naprzemian szydząc i prosząc, namawiając, i szczypiąc, żyd nareście kwit podpisał.