Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/026

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale my daléj dla tego, rzekł interessa, robić z sobą będziemy.
— Nie — nie będziemy, kochanku, odparł chwytając kwit i kapelusz Tymek, a nie tylko ja, ale nikt cię nie zaczépi, nad tém obiecuję ci pracować i o to najusilniéj się starać, bądź pewien.
To mówiąc wyszedł szybko, zostawując żyda na progu, gniéwnego, ruszającego ramionami i pyrzącego się napróżno.
Od żyda pobiegł Tymek kończyć rachunek z drukarzem, gdzie drugą podobną, odegrał scenę, z tą różnicą, że właściciel drukarni, okazał się daleko wyrozumialszym, zwalił wszystko na namowy żydowskie i nadal korzystny dla Redaktora zawarł kontrakt. Natychmiast zecerowie porzuciwszy wszystko, wzięli się do układania ostatniego numeru dziennika — Tymek zaleciwszy, aby mu jak najśpieszniéj przyniesiono korrektę, wybiégł daléj chcąc o ile możności, famę rozniesioną już po mieście o upadku Dzien-