Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/029

Ta strona została uwierzytelniona.

— A toż co? jakim sposobem? doszedłżeś sposobu zmiękczenia żydów? Byłby to wynalazek godzien patentu i nieśmiertelnéj wdzięczności potomnych pokoleń!!
— Nie — opłaciłem długi.
— Cóż? sfałszowałeś assygnaty, czy co u licha?
— Dostałem piéniędzy i nic więcéj —
— Ale z kąd?
— O! to moja tajemnica!
— Wiész, że nawet nie pospolita, bo ich teraz nikt nie pożycza i nie daje. Gdzieżeś odkrył naiwną, poczciwą, nie porównaną istotę, co się dała twoją retoryką za worek ująć?
— Gdzie? to moja tajemnica, powtarzam.
— Kłamiesz!
— Nie kłamię — oto dowód — jeszcze mi pozostało więcéj tysiąca. I pokazał wpół otwarty pulares; na tym nieszczęsnym pularesie, świéżo u Hartmana wybitym, była cyfra Natalij z jednéj, herb jéj z drugiéj