Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/030

Ta strona została uwierzytelniona.

strony. Mignęło to tylko przed oczyma Szatana, a już ón z uśmiéchem prawdziwie szatańskim, dowiódł, że tajemnica — nie exystowala dla niego.
— Bądź zdrów szczęśliwcze — rzekł, ściskając za rękę Tymka — bądź zdrów, do zobaczenia — śpieszę — kapitan na mnie czeka u Mary, ze spóźnionym obiadem.
Tymek popędził do siebie, pełen wyraźniéjszych myśli, i wrąc aby co prędzéj ułożyć odpowiédź na sławny artykuł zjadliwy, podpisany kobiéta, któren kapitan mu przyniósł rano. Chciał Tymek, aby odpowiédź ukazała się w tym samym numerze, obok jego sprawozdania. Siadł więc i cały jeszcze wzruszony, przejęty, zapalony i gniéwem i wdzięcznością, ulał arcy-dzieło prawdziwe: żółci, dowcipu, humoru i entuzjazmu pełne. Odpowiédź jego gruchotała w niwecz zarzuty zjadliwéj recenzyi; a ledwie odczytaną, jeszcze mokrą, Janek pobiégł odniéść do drukarni. Tymek z bólem