Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/032

Ta strona została uwierzytelniona.

nia, że piękna autorka poezij nie jest obojętną dla Tymka swego sługi.
— Wystawcież teraz sobie, dodawali inni, co to się z nim będzie działo teraz. Trochę się go obawiano jednakże, co mitygowało recenzentów, teraz wszyscy padną na nieszczęśliwą kobiétę, a ón oszaleje ze złości!! A złość okropna bo bezsilna.
To mówiąc śmiano się, jak z najwyborniéjszego konceptu, jak z komedij na teatrze, nikt nie użalił się nawet nad Tymkiem; a ci co na pozór grali rolę najlepszych przyjaciół, nie oszczędzali go lepiéj od drugich. Gdybyż to tylko o Tymka chodziło! Ale dla pozorów drobnych uklécono już bajeczkę o stosunkach zbyt i gorsząco ścisłych między Natalją a Redaktorem, o miłostkach ich jakoby tolerowanych przez Prezesowę, o schadzkach, których nie było, o poufałości, do jakiéj przyjść nie marzył dotąd Tymek. Jeden lekki pozór, rozwiązał usta obmowie, która w końcu, powtarzając