Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/035

Ta strona została uwierzytelniona.

żna. Nie roznoście jéj, póki się o prawdziwości doskonale nie przekonacie.
Tu kapitan począł powtarzać słowa Szatana i ogromnie przysięgać, dołożył dawniéjsze domysły, i doprowadził wszystko do wielkiego stopnia prawdopodobieństwa.
— Jeśli tak, ozwała się, prostując Zenejda, to kobiéta zgubiona — Ale nie chcę temu wierzyć, nie chcę wierzyć — Zaklinam was, dodała, wstrzymajcie się z opowiadaniem łatwowierniéjszym i t. d.
Tym sposobem odegrała swoją rolę przyjaciołki Zenejda; a ledwie kapitan był za drzwiami, porwała kapelusz, szal i puściła się także z nowiną,
Była jednak wielka różnica, w sposobie ogłaszania nowinki, którą kapitan rozpowiadał, jako rzecz śmiészną i ciekawą, najobojętniéj w świecie, ot, po prostu jako wyborną awanturkę; Pani Zenejda zaś, nie inaczéj, jak z westchnieniami, użalaniem, niedowierza-