Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/040

Ta strona została uwierzytelniona.

— A! okropna, szkaradna; nie czytaj jéj, nie dotykaj, to źmija.
I płakała gorzko padłszy na kanapę.
— Ależ nie desperuj, bo się tak — ozwała się Prezesowa, każdy piszący może podobnego losu spodziéwać — Ludzie zazdrośni, źli — przecież cię tak przyjaciele nie opuszczą, będą bronić.
— Ja sama odpiszę! odpiszę! zakrzyczała Natalja.
— Daj pokój, daj pokój, zostaw to przytomniéjszym — sama przyjdź wprzód do siebie, uspokój się — ofiaruj Panu Bogu — Bo kto pisze moje dziecko —
— A! ty nie wiész co oni napisali!
— Nié może być już nic tak bardzo okropnego.
— Najokropniéjsze w świecie; bo osoby mojéj, bo czci mojéj dotyka.
Prezesowa załamała ręce, pochwyciła gazetę, przeleciała ją chciwemi oczyma i zakrzyczała.