Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/046

Ta strona została uwierzytelniona.

— Bo już jest drukowana, jego odpowiédź, żywo zagadała Prezesowa.
Zenejda zaczerwieniła się niezmiernie, spuściła oczy — Jakto? już odpowiédź.
— Ale gdzież ona? Oto jest! oto jest, czytaj pani.
Zenejda wzięła korrektę, i zmrużając i tak nie wielkie oczki, zaczęła ją czytać rozmaitemi wyrazy twarzy, okazując na przemian, to niby współczucie, to radość.
— W istocie, ozwała się z pewném pomięszaniem, kładnąc na stole papiér — bardzo to gorąco i dobrze napisano, ale —
— Ale cóż? moja droga pani, przerwała Prezesowa — nie znajdujesz, aby to było dosyć?
— Owszem, znajduję — że — prawie zanadto!
— Jakto zanadto? — Jakto zanadto? spytały obie.
— Potrzebuję naprzód upewnić się, że mi za złe tego co powiém nie weźmiecie. —