Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/047

Ta strona została uwierzytelniona.

To co uczynię, jest dowodem mojéj szczéréj i nie odstraszającéj się niczém przyjaźni.
— Mój Boże! jam ci tyle wdzięczna! łamiąc ręce, zawołała poczciwa Prezesowa — moja Mościa Dobrodziéjko, możnaż wątpić —
Natalia po wstępie spodziéwała się już czegóś niedobrego.
— Prawdziwie mojéj na to odwagi potrzeba, mojéj chęci służenia paniom, aby się odważyć na to, co powiém. Ale powtarzam, choćbyście mi za złe wziąść mieli powiém, powiedziéć muszę —
— Mów, jakeś łaskawa, przerwała niecierpliwie Natalja — A oczyma dodała, nie dręcz mnie dłużéj niepewnością.
Obrona Redaktora, jest prawdziwym ciosem dla mnie, pojmiecie zaraz dla czego, rzekła Zenejda z westchnieniem — Wolałabym, zjadłych dziesięć recenzij, niż jedną tę taką zapalczywą obronę.
— Niestety! ludzie tak są zawsze złośliwi, dla nich każdy pretext obmowy jest tak po-