Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/050

Ta strona została uwierzytelniona.

— Cóż z tego, żem mu pomogła, bo kłamać nie umiém, dałam mu, pożyczyłam piéniądze.
— A! a! to zmiłujże się nie mów tego nikomu.
— Owszem, nie taję się — ale cóż w tém zdrożnego?
— Co za potrzeba chwalić się z tém — Ale moja droga Nataljo, uspokój że się — nie bierz tak do serca — chciałam cię w czas przestrzedz, abyś się w dobréj wierze bardziéj nie kompromitowała.
— Umiemy być wdzięczne za ten dowód przyjaźni — cicho płacząc, rzekła Prezesowa, umiemy ocenić.
— O! i ja! trochę szydersko dodała Natalja: Croyez Madame, je vous suis bien reconnaissante!
I zaczęły dygać sobie wzajemnie, kłaniać się, całować, ściskać, aż nareście przypomniawszy jakiś interess pilny bardzo, Ze-