Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/051

Ta strona została uwierzytelniona.

nejda jak pszczoła, zostawując żądło swoje, sama odleciała.
Zaledwie znikła, Natalja padła na kanapę. Jedziemy! jedziemy! zawołała,
— Jeśli chcesz! kiedy chcesz moje dziecko —
— Dziś jeszcze —
— Niepodobna —
— Jutro —
— Więc jutro.
Wieczorem Tymek stawił się, ale przyjęty nie został, powiedziano mu, że obie panie znowu były chore na głowę.