Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/068

Ta strona została uwierzytelniona.

śli rodzinnych, jest to spiéwka mieszczańska, przerobiona dziwacznie z jakiéjś piosnki teatralnéj, lub ukuta w domu, do miary potrzeb téj populacij zezwierzęconéj.
Nad głowami téż tych ludzi, zamiast niebios Boską ręką utkanych, sklepienie okopcone i brudne, pod nogami, zamiast łąki zielonéj, pola czarnego, podłoga śmieciem pokryta — Zamiast słowika, bije w uszy rzemieślnikowi monotonny gank zégaru, turkot powozów głuszący a jemu tak obojętny, krzyki, na które musi być głuchy, staje się zimny. To téż postarzał, uwiądł, zaskrzepł i piérwszą jego potrzebą — pić — bo musi się odżywić, musi zasilić, czuje wycieńczonym i choć sztucznego pragnie wskrzeszenia. Chłop dla zapomnienia troski; rzemieślnik pije, aby moralnie i fizycznie upadły, nieco się pokrzepił.
Patrzmy co to za nędza wszędzie. Te dwa tapczany niepokryte niczém, na których garść wymiętéj słomy i brudny leży łach-