Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/081

Ta strona została uwierzytelniona.

czyła co to za jeden — możeby wreście i o mnie pamiętał, ta i o braciach — Niechby sobie zresztą robiła co chciała —
— To taki wasani Jakub koniecznie potrzebny? spytał majster; przechadzając się.
— A, jeśli można, łaskawco, żebyście go pozwolili.
— Już cóż robić, dla was, choć roboty siła, ale taki te dnie potrącę —
— A zapewne nie inaczéj.
— Albo żeby mi jutro powrócił!
— Ja sama go tu przyprowadzę! Daj Boże tylko znaleść moją Karusię —
— Zapewne — i my życzémy, ale Warszawa wielka, a dziéwcząt nie mało! Jak to dowiedziéć się?
— Żeby tak Dzida chciał, ón by najprędzéj mógł.
— A gdzie jego znaléść? pytała Michałowa.
— Poszukamy go naprzód.
— Dobranoc państwu.