Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/082

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dobranoc Jéjmości — a przyprowadźcie jutro syna.
To mówiąc, otwarli drzwi po ciemku i wychodzili, a majster z majstrową zapomniawszy o kłótni, spokojnie odeszli do drugiéj izby, rozmawiając o Michałowéj i Karusi.
— My pójdziémy za Michałową i Jakubem, którzy przy świetle pozapalanych już latarń, z większych ulic, biorą się coraz na mniéjsze i gadając po cichu, idą w głąb miasta najbrudniéjszą, najmniéj zamieszkaną.
— Gdzie my jego znajdziemy? mówiła matka, to my się napróżno wleczem —
— Ja matusi powiadam, że go pięć razy w tym szynku zastałem, pewnie ón tam i teraz —
— Panie Boże, ale to złodziejski jakiś szynczek, tak daleko!
— Oj! daleko i kto go wié, z kim ón tam przestaje, bo ciągle ma pieniądze, i pijany, a pijany.