wódki, miodu, piwa i jadła. Kilka świéc paliły się u samych drzwi i okien i dla tego tak na zewnątrz świéciły; wewnątrz dość ciemno i dymno było od fajek. Za stołem otoczonym kratką, ubrana nie po żydowsku, w chustce tylko żółtéj na głowie, siedziała rumiana, piękna czarnooka Chaimowa. Mąż jéj, już bez jarmułki, w surducie granatowym i długich butach, żyd z ogoloną brodą i zapuszczonym wąsem, stał wsparty o balustradę i gadał z nią, poglądając wzgardliwie na tłum.
W samych drzwiach, jakiś w kurtce z białym długim wąsem woźnica, prawił słodkie komplementa, dziewczynie młodéj, bladéj w szlafroczku i chusteczce, tylko mimo chłodu ubranéj, która mu się dość wdzięcznie uśmiéchała. Szeptali po cichu — po kątach izby kilku ludzi w cieniu się kryli i cicho także gadali. Ludzie to byli różnych, a nienajprzyjemniéjszych postaci. U jednego podwiązana opuchła gęba, u drugiego wybite
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/085
Ta strona została uwierzytelniona.