Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/089

Ta strona została uwierzytelniona.

— A jakżebym żył? Co to myślisz, ty tylko kuternogo machasz rękami?
— My tu dla Karoliny do was przyszli —
— A mnie do niéj co?
— Ona uciekła, i kto ją wié, gdzie podziała się?
— Patrzajcie! a co ja wam na to pomogę?
Nadeszła Michałowa i poczęła od uściskania na które Wicek, ani raczył odpowiedziéć.
— Ot, puśćcie mnie, zawołał, bo na mnie czekają.
— Myśmy ciebie prosić chcieli, żebyś ty nam pomógł,
— A co ja wam pomogę?
— Ty byś ją najprędzéj wyszukał.
— A mnie co po tém szukaniu?
— Toć twoja rodzona?
— Toż to — po cóż mi się przydała — Gdyby nie rodzona możebym i poszukał.
— Ej! Wicku! Wicku! zapłakała matka, ty do złego idziesz.