Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/094

Ta strona została uwierzytelniona.

— Co? ty? spytał Jakób.
— Na moją poczciwość do jutra — dodał żyd, tylko mi wszystko powiédzcie —
Jakób kiwnął na żyda i wyszli z szynczku.
— Gdzie ona była? spytał Icek — w domu, u was?
— Nie — służyła w kawiarni — wiész — tam.
— Oj! oj! wiém, Karusia! Ja ją znał, widziałem! Ale ona była bardzo harda i poczciwa, co się jéj stało?
— Któż wié co się tam jéj stało?
— A dokąd że uciekła, może gdzie daleko?
— Matka mówi, że jest w Warszawie —
— Hm! hm! a co dacie?
— A co chcesz?
— Dwa dukaty —
— Oszalałeś czy co?
— Z kąd my weźmiemy dwa dukaty, dodała podchodząc Michałowa, która słyszała rozmowę.