Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/103

Ta strona została uwierzytelniona.

Cóż z tego że była tak piękną, tak dziwnie piękną? Czemu przynajmniéj nie była zupełnie niemą? Myślałby Staś że nie może powiedziéć co czuje — a tak wiedział już z pewnością, że próżnoby się łudził szukając w niéj więcéj nad to, co wymawiały usta.
Próżna, zalotna, ograniczona jak dziecię, nie dawała się nauczyć niczego bo brała wszystko za żart, śmiała się bez końca lub płakała jak bóbr, stękała na samotności i nie kryła się z tém, że jéj brak było gwaru, ludzi, zalotników, pochlébstwa.
Staś po kilku dniach doświadczenia smutnie spuścił głowę, ale przeszedł Rubikon, cofać się było nie podobna, porzucić ją niegodnie. Ona poswojemu poczynała kochać Stasia, budziła się w nim mimowolna wdzięczność, co często u słabych ludzi, miejsce wszystkich innych uczuć zastępuje i wszystkich namiętności gra rolę — jakże ją było porzucić! Powiédzmy naostatek, że Karusia była cudnie piękna, że ustrojona, idealnego