Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/110

Ta strona została uwierzytelniona.

my Icek, w tym co wczoraj stroju, z zielonym plastrem na oku, czerwonym trądem na twarzy, białą zalepą na wardze, w odartych sukniach.
— Czekaj sobie gdzie chcesz, ale nie tu.
W téj chwili Stanisław przebudziwszy się, zadzwonił, żyd zawołał do sługi:
— Proszę powiedziéć, że to wielki interess o pannę Karolinę. Ja w sieni czekam, a jak pan nie zechce ze mną pogadać, to może tego żałować.
Sługa ledwie przebudzonemu, słowo w słowo powtórzył, co słyszał od żyda, Staś kazał wprowadzić posła — ale ujrzawszy go, mimowolnie się wzdrygnął. Icek kłaniał nizko jurmułką.
— Mów, mów prędzéj co masz gadać, i idź, bo patrzéć na ciebie na czczo niebezpiecznie.
Żyd pokłonił się za komplement i mówił:
— Jasny pan nie będzie się gniéwać, tu chodzi o pańską spokojność.