Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/119

Ta strona została uwierzytelniona.

krzyczała we drzwiach przekupka, powracajcie na gęś, bo nie moja wina, jak my ją tu sami bez jéjmości zjemy.
Ale stara szła nic nie słysząc. W téj chwili ona była tylko matką. Nie pojmujemy ludzi ani zupełnie złémi, ani doskonałémi całkowicie, a pojmiemy ich jak oni są. Pani Michałowa miała wad tysiące, z których połowy wyuczyło ją ubóstwo, ciężki mistrz złego — ale ona była mimo te wady matką i miała serce macierzyńskie. Nie przeczę, że pocieszywszy się Karusią, mogła ją była przedać, ale w téj chwili i nie myślała o tém. Cieszyła się tylko biegnąc prędzéj, niż na jéj stare lata godziło się; że córkę przecie znalazła — Żyd w milczeniu ją prowadził. Zawrócili się do bramy — to tu? tu — A daleko?
— Proszę za mną.
Weszli na piérwsze, weszli na drugie, i na trzecie piętro wreście. Stara dyszała i płakała — To tu? spytała, to tu?