Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Latarnia czarnoxięzka Oddział II Tom IV.djvu/122

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jak miało być te licho, to lepiéj że żonaty, odpowiedziała stara — z żonatego lepiéj ciągnąć, bo się boi, zawsze go nastraszyć można.
— A młody ón?
— O! młody matusiu.
— A pięknyż przynajmniéj?
— O! czemuż i bardzo?
— A wiele dał ci prezentów?
— Chodź, chodź, zobaczysz matko — zobaczysz —
I Karusia poczęła otwiérać szuflady, wyrzucać suknie, przypinać sobie wstążki, paciorki, kólczyki.
Stara potrząsała głową, a óna rada, że się przed kim ustroić, pochwalić mogła, podskakiwała wyciągając coraz co nowego.
— Mój Boże! jak pani jaka! Musisz że być szczęśliwa! musisz ón ciebie kochać? A kiedy kocha, to taki i nam pomoże, spodziéwam się — Ja sama pójdę do niego i z braćmi.